Działamy w sieci. Sama nazwa już nam sugeruje, że w jakiś sposób od momentu wystawienia swojej oferty jesteśmy powiązani z naszymi klientami. Musimy tylko za odpowiedni sznurek, odpowiednią nitkę tej sieci pociągnąć, by przybliżyć się do potencjalnego odbiorcy. Samo wystawianie się, pokazywanie na tej pajęczynie, wołanie gdzieś daleko w eter „halo, tu jestem, chodźcie” to za mało. Osoby oddalone, na dalekich pajęczych nitkach nie usłyszą i nie zobaczą. Niestety czasy, w których ktoś sam z siebie trafiał, przypadkiem, bo maszerował po sieci i natknął się na nas, minęły. Nasza sieć jest tak rozbudowana, ma tyle ścieżek, tyle po drodze podobnych do nas osób, kont, ofert i przedmiotów, że musimy nauczyć się (jakkolwiek negatywnie może się kojarzyć to sformułowanie) pociągać za odpowiednie sznurki.
Tej pajęczej metafory pewnie będę używać jeszcze nieraz 😉 Wyobrażenie sobie takiej pajęczynki to według mnie super wstęp do analizy naszej docelowej grupy. Jak wiecie, w lutym pracujemy głównie nad instagramem i tym, co możemy z niego najlepszego dla siebie wyciągnąć. Instagram to wspaniałe narzędzie do pokazania się światu. Musimy jednak najpierw sprecyzować, jakiej części świata internetu chcemy się pokazać. Wiem, najfajniej jest pokazać się wszystkim, ale ja tylko przypomnę nieśmiało, że z tej platformy regularnie miesięcznie korzysta regularnie… miliard użytkowników. Dziennie zaś około pół miliarda. No to choćbyś nie wiem co tam miała w swojej ofercie, do wszystkich nie dotrzesz. I wiem, że fajnie jest patrzeć na licznik obserwatorów, który leci w górę. Jednak liczba (choć cieszy, naprawdę wiem, jak to świetnie działa na dobre samopoczucie) to jeszcze nic. Prawdziwa grupa zaangażowanych obserwujących i tych, którzy są właśnie naszą docelową grupą jest dużo lepsza i bardziej wartościowa niż setki cichych i milczących „numerków”.
Wiem dobrze jak działa ludzka psychika i na początku drogi nie patrzymy na nic innego niż zasięgi i ilość obserwujących nasz profil. Naprawdę to znam 😉 Ale warto wysilić się trochę i zamiast zliczać ilu nam przyszło obserwujących pomyśleć, czy trafiamy w ogóle do dobrej grupy użytkowników platformy i dajemy im szansę nas polubić. Definiowanie grupy docelowej powinniśmy zacząć od samego początku tworzenia profilu. Jeśli tego nie zrobiliśmy, warto nadrobić. Wyobraź sobie jak najwięcej szczegółów na temat odbiorcy, do którego chcesz trafić. Potraktuj to jak zabawę – spróbuj wyobrazić sobie jak najwięcej szczegółów na temat tej osoby. Ile ma lat, jak wygląda, czym się zajmuje? Jest mamą? Pracuje, podróżuje, co lubi? Śmieszne? Absolutnie nie! Wizualizacja to droga do sukcesu. Będziesz wiedziała do jakiej grupy odbiorców chcesz trafić. Jeśli twoja grupa to młode mamy, dodaj się do mamusiowych grup na facebooku. Poszukaj gdzie w sieci spotyka się twoja grupa odbiorcza i spróbuj tam sobą zainteresować innych. Pomyśl, jakich treści ta twoja wyobrażona klientka szuka na instagramie: co może wpisywać w wyszukiwarkę, jakich # używa i szuka. Oznaczając takimi # swoje zdjęcia ściągniesz ją do siebie.
Unikaj sloganowych #rękodzieło, #handmade, bo mają miliony wyników i mało prawdopodobne, tym bardziej jeśli twoja liczba obserwujących jest mała, że ktokolwiek zauważy pod tym # twoje zdjęcie.
O # zresztą jeszcze na pewno będziemy mówić więcej. Tymczasem zostawiam cię z zadaniem domowym. Zamknij oczy i wyobraź sobie swoją klientkę. Pogadaj z nią, spróbuj zgadnąć gdzie ją znaleźć, pod jakimi hasłami i działaj! Konkretnie, celuj do niej. To już będzie pierwszy krok w dobrą stronę – od nudnej galerii fotografii do prawdziwego, firmowego profilu z rzeszą fanów o tych samych zainteresowaniach. Powodzenia!